SOR(RY) - tu się ratuje życie. Lekarze apelują, by nie zgłaszać się na SOR bez powodu
Podobnie jest w 17 SOR-ach z regionu łódzkiego. W niedzielę na SOR-ze w szpitalu im. Barlickiego na 50 pacjentów do natychmiastowej pomocy kwalifikowało się tylko kilka. - Około 60 proc. pacjentów w ogóle nie powinno zgłaszać się na SOR, ale do lekarza rodzinnego lub nocnej pomocy medycznej - mówi doktor Dariusz Timler, dyrektor SOR w łódzkim szpitalu im. Kopernika. On sam najbardziej zapamiętał pacjenta, który zgłosił się na SOR z prośbą o przebadanie „na wszelki wypadek”, bo bał się, że może zachorować. Jednak jest też druga strona medalu. Akcję „SOR(RY) tu się ratuje życie” zainicjowała Śląska Izba Lekarska. Nie beze powodu. Skłoniła ją czarna seria tragedii do których doszło w tamtejszych SOR-ach. 16 marca w szpitalu w Sosnowcu zmarł 39-letni pacjent. Trafił na tamtejszy SOR z siną nogą, z której sączył się płyn. Czekał dziewięć godzin na przyjęcie przez lekarza, choć jego stan się pogarszał.